Śladami kultury i historii Żydów
-
Ludzie
Żydowski Woodstock
Co roku na przełomie czerwca i lipca przez dziewięć dni krakowski Kazimierz jest światowym centrum kultury żydowskiej. Żywej, witalnej, radosnej, ekstatycznej. Uczestniczą w nim najmłodsi i najstarsi. Ci z bliska i ci z najdalszych stron globu. Żyd razem z gojem. Relacje z tej zabawy co roku spychają inne wydarzenia o znaczeniu globalnym z czołówek największych światowych gazet i informacyjnych magazynów telewizyjnych na plan dalszy. Nie ma w Polsce innej imprezy o takim rezonansie międzynarodowym. Nie ma też w Polsce i w samym Krakowie innej okazji, by na tak długo miasto i jego mieszkańcy odkrywali w sobie tyle bezceremonialniej satysfakcji z wielokulturowości, która kiedyś była znakiem rozpoznawczym tego miasta, tego regionu, tego kraju – Rzeczypospolitej Wielu Narodów. Oto Festiwal Kultury Żydowskiej w Krakowie. Impreza o już 25-letniej tradycji.
A jeszcze dwadzieścia kilka lat temu Kazimierz był miejscem zapomnianym. Nie tyle przez historię – bo ona cały czas przypominała o niedawnej przeszłości – ale przez Boga i ludzi. Zakazana dzielnica… Fatalne miejsce… Wcale nie z racji dramatycznie przerwanej 500-letniej historii, ale z powodu nieciekawej proweniencji już współczesnych mieszkańców. Dzielnica przed wojna była gwarnym, zatłoczonym i raczej biednym miejscem. Zwolennicy asymilacji wstydzili się Kazimierza. Już w trakcie wojny – po wysiedleniu Żydów do getta w Podgórzu - zasiedlana był przez biedotę miejską i podmiejską. Powojenny Kazimierz był obszarem, który w dzień straszył zaniedbaniem, a po zmroku dwuznaczną sławą tutejszego półświatka. Kraków Kazimierza się bał i unikał. Stare synagogi niszczały, a nieremontowane kamienice popadały w ruinę. Było strasznie i… pięknie. Brudno, szaro, ponuro i… malowniczo. Trzeba było dużej wyobraźni lub niepospolitych zainteresowań, by Kazimierzem się zachwycać. Ale byli i tacy…
Na początku lat 80. do Krakowa na studia przyjechał z „kongresówki” puławianin, Janusz Makuch. Polonistyka na Uniwersytecie Jagiellońskim nie przeszkadzała mu w rozwijaniu oryginalnego hobby, odgrzebywaniu z zapomnienia wiedzy o judaikach. W Krakowie działały jeszcze synagogi Remu i Tempel, ale coraz trudniej było znaleźć zgodnie z kanonami 10 Żydów by odprawić nabożeństwo lub zmówić modlitwę na pogrzebie. Zakochani w Kazimierzu Makuch z kilkorgiem przyjaciół zaczęli uczyć się jidysz i hebrajskiego, porównywać torę z biblią, poznawać historię, kulturę, religię. Już po paru latach żartowano z nich, że są bardziej żydowscy niż ostatni członkowie krakowskiej gminy żydowskiej.W 1988 w kinie Mikro Janusz Makuch zorganizował cykl wykładów o współczesnej kulturze żydowskiej i pokaz kilku filmów w jidysz. Publiczność (sto kilkadziesiąt osób) często po raz pierwszy w życiu zobaczyła ludzi w jarmułkach, którzy z dumą mówią o swoim żydostwie. Termin „festiwal” pojawił się w rozmowach już w trakcie tego spotkania pasjonatów. Nie mieli wątpliwości, że takie publiczne dotykanie historii i współczesności ma sens. Ale nie chcieli wpaść ani w ścieżkę konferencji naukowej, ani w nurt martyrologiczny. Chcieli żydowskość prezentować w jego najbardziej witalnej formie – muzyce, sztuce, zabawie, tańcu, kulinariach. Chcieli epatować życiem! Nie chcieli by żydowskość Krakowa ograniczała się do zadumy wokół holokaustu i tragedii podgórskiego getta. Więc z jednej strony zaczęli organizować marsze pamięci szlakiem wypędzenia Żydów z Kazimierza na Podgórze, uczestniczyli w Marszach Żywych w rocznicę likwidacji getta z Podgórza do Płaszowa i w najgłośniejszych Marszach Żywych z Oświęcimia do Brzezinki, ale przede wszystkim szukali pomysłów na już prawdziwy Festiwal Kultury Żydowskiej. Druga edycja Festiwalu odbyła się w 1990 roku. Już z większym rozmachem, w większej sali, ze wsparciem władz miasta. Muzykę klezmerską prezentowali zaproszeni muzycy z Niemiec. I… skończyło się skandalem. The New York Times, a za nim inne światowe redakcje i agencje podkreśliły, że w Polsce Niemcy uczą publiczność gojowską kultury żydowskiej. Janusz Makuch był załamany. I w zasadzie na tym historia festiwali krakowskich powinna się skończyć… Na szczęście na krytyce przedsięwzięcia się nie skończyło, a organizatorzy zrozumieli, że nie da się rozwijać festiwalu „niby żydowskiego”. Zdecydowano, że albo będzie autentyczny, albo nie będzie go wcale. Od trzeciej edycji udało się ściągnąć do Krakowa autentyczne zespoły klezmerskie, przede wszystkim z USA. I choć początkowo trzeba było przełamywać uprzedzenia i strach przed rzekomym antysemityzmem, choć pierwsi goście ze świata przyjeżdżali wręcz z ochroniarzami, nastąpił prawdziwy przełom. A krakowski Kazimierz chociaż na tydzień zaczął stawać się kulturalną stolicą Żydów aszkenazyjskich, sefardyjskich i izraelskich.
Dzisiaj Festiwal Kultury Żydowskiej w Krakowie jest imprezą ogromną. W każdej edycji odbywa się około 300 oficjalnych eventów festiwalowych. Uczestniczy w nich około 30 tysięcy widzów. Przedstawienia, pokazy, warsztaty, wycieczki, konferencje, odczyty, seminaria, panele, spotkania modlitewne gromadzą gości z naprawdę całego świata. Edukacji towarzyszy nieskrepowana zabawa. Koncert „Szalom na Szerokiej” już w początkach festiwali nazwano „Żydowskim Woodstockiem”. Klezmerom z kilku kontynentów towarzyszą kantorzy, jazzmani, a nawet didżeje! Zaczyna się popołudniem, kończy późna nocą. Kilkanaście tysięcy widzów staje się – przez spontaniczny taniec - mimowolnymi uczestnikami odrodzenia ekstatycznej muzyki radości. Transmisje telewizyjne dają temu koncertowi widownię idącą już w miliony. A całość festiwalowych zdarzeń jest po prostu gigantyczną promocją kultury wcale nie tylko żydowskiej, jaka płynie z Polski w świat. Promocją życia i entuzjazmu z krainy o której mówiono, że umarła… Festiwal odmienił Kazimierz i uczynił z niego jedną z najmodniejszych turystycznych i rozrywkowych „miejscówek” w Europie.
Janusz Makuch, kiedyś skromny student z judaistyczną pasją, został w pełni zaakceptowany nawet przez ortodoksyjnych Żydów. Zastanawia się nawet nad konwersją i przejściem na judaizm. Jego sukces doceniono nie tylko w świecie, w Polsce za swą pracę otrzymał m.in. najwyższe odznaczenia państwowe i Nagrodę im. Ireny Sendlerowej. Aż trudno uwierzyć, że cały Festiwal organizuje 6 etatowych pracowników specjalnie powołanej fundacji. I że wszystko zaczęło się od spaceru pewnego studenta po smętnym Kazimierzu.